Jak dawniej znieczulano w dentystyce
Zabiegi stomatologiczne zawsze były bolesne. W odległej przeszłości, by zminimalizować ból, stosowano m.in. napary z mandragory, haszyszu i opium lub przyduszano pacjenta, aż stracił przytomność i można go było poddać koniecznym zabiegom. Potem przyszedł czas na eter, chloroform i „gaz rozweselający”…
Obecnie w stomatologii stosuje się różne metody znieczulania pacjentów, łącznie z najnowszym znieczulaniem komputerowym, w którym środek znieczulający podaje się do tkanek pacjenta w takim tempie, by się natychmiast wchłaniał, co jest właśnie zadaniem komputera sprzężonego z dozownikiem leku. Dzięki temu unika się efektu nieprzyjemnego i bolesnego rozpierania, towarzyszącego często tradycyjnym metodom znieczulania. Jest to technika najnowsza, tak skuteczna i wygodna (dla lekarza i dla pacjenta), że niektórzy producenci swoje systemy komputerowego znieczulenia nazywają „różdżką czarodziejską”. Zobaczmy jednak, jak to bywało w przeszłości.
Pierwsze próby znieczulania
W moim wcześniejszym artykule „Z dziejów techniki dla dentystyki” pisałem o zabiegach dentystycznych w starożytności. Wiadomo, że potrafili to robić ponad 4 tys. lat temu Egipcjanie, którzy przygotowywali pacjenta do zabiegu w ten sposób, że kazali mu przed zabiegiem żuć kłącza lub liście roślin mających wpływ analgetyczny, oszałamiający i narkotyczny. Wykorzystywany był lulek (roślina halucynogenna) oraz wywar z makówek maku lekarskiego, czyli opium. Podobne metody stosowali dentyści w starożytnych Chinach, którzy w celu znieczulenia pacjenta podawali mu napary z mandragory...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta